Bitwa pod Warszawą

bitwa-pod-warszawaBitwa pod Warszawą – Johan Filip Lemke

Po zdobyciu Warszawy i przejęciu jej z rąk Szwedzkich odprawiono mszę dziękczynną i zamknięto bramy miejskie wpuszczając do środka tylko komisarzy mających oszacować zgromadzone przez Szwedów skarby. Zamknięcie miasta było podyktowane obawą przed ograbieniem go przez masy hołoty i nieopłaconego żołnierza. Wartość zgromadzonych łupów szacowano na ok. 2 mln. złotych. Jednakże wojsko nie otrzymało wiele z nagromadzonych bogactw, większość z nich zostało rozgrabione przez komisarzy (choć zapewne nie wszystkich), stąd jego niezadowolenie i skargi. Wszystko to powodowało, że wojsko stało bezczynnie pod Warszawą. Tymczasem Szwedzi nie próżnowali. Książę Adolf Jan, dowodzący szwedzkim zgrupowaniem u ujścia Narwi do Wisły był przekonany, że Polacy uderzą wkrótce na jego obozy. Jednak mylił się. Pod murami stolicy bezczynnie stało kilkanaście tysięcy konnicy, które nie uczestniczyło w oblężeniu, a potem czekało na jakąś decyzję dowództwa. Siły te mogły odciąć Szwedów od pomocy z północy, co zapewne spowodowało by ich odwrót. Karol X Gustaw obawiał się takiego działania przeciwników, dlatego już 16 czerwca wysłał bratu posiłki, które dotarły do obozów już po upadku Warszawy 3 lipca. 25 czerwca natomiast podpisany został traktat malborski dzięki czemu Szwedzi uzyskali sojusznika w osobie elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma. Po tym akcie król szwedzki wyruszył pod Nowy Dwór, gdzie dotarł 8 lipca. 10 lipca z Królewca wyruszył natomiast elektor, kierując się również do obozów szwedzkich gdzie stawił się 19 lipca. W tym też dniu, na pierwszej naradzie wojennej ustalono, że działania wojenne rozpoczną się zaraz po tym jak przeprawy mostowe na Wiśle i Noteci, wcześniej zerwane przez wezbrane wody, będą gotowe. Postanowiono także, że główne uderzenie będzie skierowane przeciw stacjonującym na prawym brzegu Wisły Litwinom, a po ich szybkim rozbiciu główne siły powrócą pod Nowy Dwór, przeprawią się na lewy brzeg i uderzą na główne siły tam stacjonujące.

Tymczasem w obozie polskim nie działo się dobrze. Stale dochodziło do zamieszek i burd wśród stojących bezczynnie żołnierzy. Wszystkich denerwowała działalność komisarzy, opieszale rozdzielających łupy szwedzkie a większość czasu spędzających na bankietach i pijatykach. Poprzez tą opieszałość nie zdążyli oni rozdzielić zdobyczy przed ponownym przybyciem Szwedów, co spowodowało że wiele z rzeczy ponownie wpadło w ich ręce. Topniały również siły zebrane pod Warszawą. Tak duża ilość wojska znajdująca się w jednym miejscu nastręczała ogromnych trudności zaopatrzeniowych. Do domów wyruszyło pospolite ruszenie wielkopolskie, mazowieckie, łęczyckie i kujawskie. Na południe, w celu odzyskania Krakowa wyruszyła dywizja Lubomirskiego wraz z pospolitym ruszeniem z Małopolski. Łącznie w tym czasie obóz warszawski opuściło ok. 20 tys. ludzi. Pozostało ok. 40 tys. z czego 25 tys. regularnego wojska, w skład którego wchodziło 16,5 – 17 tys. jazdy, 4,5 tys. porcji piechoty oraz 5 – 7,5 tys. Litwinów.

Jan Kazimierz planował przeprawę głównych sił na prawy brzeg Wisły w celu zaatakowania obozu szwedzkiego pod Nowym Dworem. Przybyli Tatarzy otrzymali rozkaz przeprawienia się przez Narew pod Nieporętem i osaczenie obozu nieprzyjacielskiego. Czarniecki wysłany został lewym brzegiem Wisły pod Zakroczym w celu sprawdzenia czy Szwedzi odbudowali już most na Wiśle oraz zapobieżenia ewentualnemu atakowi z tej strony. Przeprawę przez Wisłę rozpoczęto w nocy z 27 na 28 lipca a sam monarcha wraz z hetmanami przeszedł na prawy brzeg rano 28 lipca.

27 lipca wieczorem na rozkaz monarchy szwedzkiego rozpoczęła się przeprawa wojsk szwedzko – brandenburskich przez Narew. W trakcie przeprawy, nad ranem most uległ rozerwaniu a jego naprawa zjęła aż 4 godziny, co znacznie opóźniło marsz sprzymierzonych. Dopiero około południa cała armia stanęła na drugim brzegu i rozpoczęła marsz, jak wydawało się dowództwu, przeciw stanowiskom Litwinów. Armia ta liczyła ok. 18 tys. ludzi, a w jej skład wchodzić miało 12,5 tys. koni oraz 5,5 tys. porcji piechoty. Gdy ostatnie oddziały jazdy brandenburskiej ruszały spod Nowego Dworu, przednia straż wchodziła właśnie w kontakt bojowy z nielicznymi chorągwiami litewskimi pod Jabłonną, który zapoczątkował trzydniową bitwę pod Warszawą.

Bitwa pod Warszawą – dzień pierwszy.

biywa-pod-warszawa-1Bitwa pod Warszawą – dzień pierwszy. Johan Filip Lemke

Straż przednią stanowiło 300 rajtarów gen. mjr Totta, pod której ochroną obaj wodzowie armii sprzymierzonej rozpoczęli ustawianie wcześniej ustalonego szyku. Szyk ten zmieścić się miał w przestrzeni pomiędzy lasem a skarpą tarasu nadwiślanego, co stanowiło ok. 2,5 km. Dowódcami trzech rzutów lewego skrzydła byli: gen. mjr Krzysztof Kannenberg (Brandenburczyk), gen. mjr Claes, hr. Tott oraz Hans von Böddeker. Dowódcą całego zgrupowania jazdy brandenburskiej był graf Jerzy Fryderyk Waldeck. Trzem rzutami rajtarii na prawym skrzydle dowodzili: pfalzgraf Filip von Sulzbach, graf Karol Magnus von Baden – Durlach i gen. mjr Henryk Horn. Całą jazdą tego skrzydła dowodził Robert Douglas.

Ok. godz. 10 do dowództwa wojsk Rzeczpospolitej dotarła informacja o pochodzie nieprzyjaciela i powadze sytuacji. Jan Kazimierz w zaistniałej sytuacji musiał skorygować swoje plany, zakładające osaczenie armii szwedzko – brandenburskiej w ich obozach i wybrał wariant defensywny, ponieważ teren przyszłej bitwy nie nadawał się na rozwinięcie jazdy. Piechocie natychmiast nakazano sypanie szańców, które wraz z wcześniejszymi umocnieniami miały zatrzymać atakujących. Pomiędzy wałem wydm a korytem Wisły usypano trzy reduty ze stanowiskami dla ciężkiej artylerii oddzielone od siebie o 50 – 100 metrów. Przez luki pomiędzy nimi mogła przedostawać się piechota i jazda w celu dokonywania ataków. Od północnego wschodu, oprócz wału wydm dostępu broniła reduta – czterobastionowy fort o podstawie kwadratu, oddalony o ok. 600 m. od lasu żerańskiego. Od zachodu natomiast fort ten osłaniała rzeka Skórcza. Usypane szańce, których pomimo wielkiego wysiłku nie udało się skończyć do wieczora, obsadzono całą dostępną piechotą. Stanowiły one potężną przeszkodę dla atakujących i miały spowodować ich maksymalne wykrwawienie. Na tak wyczerpanych wrogów planowano rzucić wypoczęte masy kawalerii, które miały dokonać aktu ostatecznego zniszczenia. Szańce obsadziła piechota, która liczyła ok 3300 żołnierzy oraz artyleria – 18 dział. Na prawym skrzydle stanęła jazda koronna złożona z 14 pułków, na lewym litewska pod dowództwem pisarza polnego litewskiego Połubińskiego. Wobec zmiany planów zawróceni zostali z drogi na Nieporęt Tatarzy i dostali nowe zadanie. Było nim zaatakowanie od tyłu wojsk nieprzyjacielskich.

Kolumna marszowa sił szwedzko – brandenburskich mocno się rozciągnęła, co wymusił wąski korytarz pomiędzy zalesionymi wydmami a Wisłą. Za strażą przednią posuwało się skrzydła szwedzkie złożone głównie z rajtarii, następnie maszerowało centrum składające się z piechoty szwedzkiej i brandenburskiej osłanianej przez rajtarów. Na samym końcu podążała rajtaria elektorska. Tak rozciągniętą kolumnę, osłanianą jednak przez las można było zaatakować przy użyciu jazdy lekkiej, ale strona polsko litewska, zaskoczona nagłym pojawieniem sie sprzymierzonych nie wykorzystała sytuacji.

Karol X Gustaw słysząc odgłosy walki, w którą uwikłała się straż przednia hrabiego Totta wysłał jej na pomoc dwa skwadrony rajtarii a sam wraz z gen. Waldekiem, Wranglem i Filipem, palatynem Salzbachu, ruszył naprzód aby zorientować się w sytuacji. Jego oczom ukazały się szańce, w których broniły się siły polsko – litewskie, a które atakowane były przez straż przednią ponoszącą duże straty od ognia muszkietowego, artylerii i ręcznie rzucanych granatów.  Oddziały przybywające na miejsce starcia nie mogły przyjść straży przedniej z pomocą ze względu na brak miejsca, mogły jedynie oczekiwać na rezultat starcia oddziałów znajdujących się przed nimi. Nie wchodziło również w grę żadne oskrzydlenie ponieważ wąski korytarz dopuszczał tylko atak kilkoma skwadronami skierowanymi czołowo na umocnienia. Nie mogąc przełamać tych umocnień, Szwedzi zaczęli się powoli wycofywać z pola ostrzału artylerii. Nie pomogły dodatkowe posiłki, które miały zatrzymać odwrót. Atak litewskiej jazdy zrobił swoje. Wówczas na rozkaz Karola do walki ruszyły skwadrony z regimentu Wrangla, które odparły atak Litwinów. Walki przy szańcach przedłużały się. Aby odciąć atakujących od pozostałych sił sprzymierzonych Jan Kazimierz nakazał jeździe litewskiej pod dowództwem Połubińskiego atak przez Skórczę ku Wiśle. Powodzenie tej akcji mogło stworzyć duże zagrożenie dla rajtarii walczącej pod szańcami. Jednak manewr jazdy litewskiej, trwający zbyt długo, został zauważony a król szwedzki rzucił atakującym cztery nowe skwadrony rajtarów prawego skrzydła pod komendą gen. Douglasa. Uderzenie mające odciąć atakujących od reszty wojsk sprzymierzonych zostało w ten sposób udaremnione, a inicjatywę przejęli Szwedzi. Jednak skupienie dużej ilości wojska na małym terenie i skuteczny ostrzał polskiej piechoty i artylerii powodował duże straty u sprzymierzonych. W końcu, z powodu zapadających ciemności i ograniczonej widoczności ok. godz. 20 wojska szwedzko – brandenburskie zaczęły wycofywać się w głąb korytarza wiślanego. Na polach wsi Żerań i Świdry zaczęto rozkładać obóz. Pierwszy dzień bitwy przyniósł sprzymierzonym duże rozczarowanie, ponieważ plan Karola X Gustawa nie został zrealizowany. Przyniósł on sukces wojskom Rzeczpospolitej, które zatrzymały przeciwnika przed szańcami oraz zadały mu znaczące straty. Dzień ten jednak przyniósł również zaskoczenie, ponieważ Jan Kazimierz nie spodziewał się głównych sił szwedzko – brandenburskich w tym miejscu. Pchnięto natychmiast kurierów do Czarnieckiego aby wracał pod Warszawę. Tatarzy dostali rozkaz aby uderzyć od strony Białołęki w kierunku na Żerań i zaatakować obóz przeciwników. Chodziło o to, żeby ze wszystkich stron osaczyć wojska sprzymierzone w wąskim korytarzu.

bitwa-pod-warszawa-2

Drugi dzień bitwy pod Warszawą – Erik Dahlbergh

Bitwa pod Warszawą – dzień drugi.

Wczesnym rankiem 29 lipca obaj wodzowie, Karol X Gustaw i Fryderyk Wilhelm ruszyli na rekonesans w stronę Białołęki. Lustracji sprzyjała mgła, która pozwoliła Karolowi na przygotowanie nowego planu. Zanim opadła był on gotowy. Szwedzki monarcha zdecydował się na obejście pozycji polsko – litewskich od wschodu i zajęcie stanowisk na wydmach pomiędzy Białołęką a Bródnem. Wydzielonym oddziałom piechoty wydano rozkaz kontynuowania frontalnego ataku, aby utrzymać przekonanie że to jest główny plan sprzymierzonych. Ok. godz. 9 kurfürst ruszył na czele jazdy i dwóch brygad piechoty w kierunku Białołęki. Przemarsz tej grupy zakończył się ok. godz. 11. Zajęła ona wzgórze powyżej fortu obsadzonego przez Polaków. Wzgórze nie było obsadzone, co świadczy o braku wiedzy w dowództwie polskim o przemieszczaniu się wroga. Na wzgórze wciągnięto także dwa 12 – funtowe działa, spodziewając się ataku Tatarów.

Natomiast siły polsko – litewskie zajęły te same stanowiska co dnia poprzedniego i początkowo wszystko przebiegało po myśli Jana Kazimierza. Sprzymierzeni podobnie jak dnia poprzedniego rozpoczęli ostrzał szańców obsadzonych przez piechotę Grotthauza, Butlera i Grodzickiego, a wkrótce do ataku ruszyła piechota szwedzka. Nie wiadomo kiedy dowództwo polskie otrzymało informacje o przemieszczaniu się wroga. Utarczki pod szańcami trwały do godz. 15 i pewne jest to, że nie wykorzystano rozdzielenia się sił wroga, pozwalając na swobodny przemarsz całej niemal armii szwedzko  – brandenburskiej. W trakcie przemarszu doszło do nieoczekiwanego dla żadnej ze stron spotkania ordy z siłami brandenburskimi. Nie doszło jednak do starć ponieważ Tatarzy kierowali się na Żerań a ich celem było zaatakowanie obozu sprzymierzonych. Wyłaniającym się z lasu ordyńcom Karol przeciwstawił trzeci rzut swej rajtarii pod dowództwem gen. mjr. Horna. Ogień rajtarów był na tyle skuteczny, że Tatarzy w ogóle zrezygnowali z walki i wycofali się do lasku białołęckiego. W tym czasie, w korytarzu przed szańcami trwały ciężkie walki. Jazda polska, która wykorzystała luki pomiędzy szańcami, ruszyła do ataku na wysunięty przed pozycje piechoty pierwszy rzut rajtarii, zmuszając go po krótkiej walce do odwrotu i schronienia się za pozycje piechoty. Ta już znacznie lepiej poradziła sobie z jazdą polską, prowadząc stały i silny ogień i zmuszając ją do odwrotu. Jedną z przyczyn załamania się tego ataku, było zaniechanie akcji na tyłach przeciwnika przez Tatarów.

Ok. godz. 13 skrajem lasu białołęckiego ruszył Waldeck z zamiarem połączenia się z siłami elektorskimi. Podczas przeprawy przez Skórczę część dział ugrzęzła w wodzie i cała kolumna musiała się zatrzymać. Był to znakomity moment do przeprowadzenia ataku, tym bardziej, że pozostałe regimenty były dopiero przygotowywane do wymarszu. Nie doszło jednak do niego, ponieważ większość towarzystwa udała się … na obiad!

W końcu doszło do ataku na zgrupowanie brandenburskie, ale było już ono w pełni na taką ewentualność przygotowane. Od strony Białołęki zaatakowali Tatarzy, którzy zostali odparci przez dragonię i piechotę  oraz przybywającą z pomocą rajtarię szwedzką. Od strony pól bródnowskich atak przypuścili Litwini. Ich liczebność nie przekraczała 1 – 1,5 tys. koni. Silny ogień piechoty i dragonii zatrzymał również i ten atak, a zmieszane towarzystwo zawróciło w kierunku polskich stanowisk.

Ok. godz. 16 armia szwedzko – brandenburska, nie niepokojona już przez nikogo w swoim marszu na nowe stanowiska, była już ustawiona i gotowa do walki. Lewe skrzydło zajęli Szwedzi, na tyłach mając zabudowania Bródna. Prawe skrzydło obsadzili Brandenburczycy, oddaleni o ok. 700 metrów od kwadratowego fortu i wału wydm, osłaniającego obóz polsko – litewski. Wśród sił polsko – litewskich zapanował zamęt. Musiały one w krótkim czasie obrócić się o 90 stopni i stawić czoła przemieszczającemu się wrogowi. Zajęły one w końcu stanowiska na wale wydm na wprost wsi Bródno i górowały nad stanowiskami sprzymierzonych. Rozłożone jednak były na niewielkim obszarze, ograniczonym z jednej strony rozlewiskiem rzeki Zązy, z drugiej obsadzonym przez siły brandenburskie traktem z Białołęki do Pragi.

Po godz. 16 do ataku ruszyły wybrane ze wszystkich pułków jazdy roty husarskie. Liczono, że piechota odczuwa skutki długotrwałego marszu i nie zdoła odeprzeć silnego ataku. W szarży tej brało udział zapewne ok. 1000 koni. Spotkała się jednak ona ze zdecydowanym oporem, co zaskoczyło stronę polsko – litewską. Przeciwnikiem husarii w tym przypadku była rajtaria szwedzka ustawiona głęboko w trzy rzuty. Impet uderzenia chorągwi dowodzonych przez Połubińskiego był ogromny. Środek prawego skrzydła złożony z doborowych regimentów uplandzkiej i smalandzkiej rajtarii był ogromny. Husaria przedzierała się w głąb ugrupowania przeciwnika łamiąc jego opór i pomimo ognia prowadzonego przez nie rozbite jeszcze skwadrony rajtarii. Jednak gdy atak dotarł do drugiego rzutu rajtarii pod dowództwem księcia Karola Magnusa von Baden-Durlach atak powoli zaczął się załamywać. Przyczyną był boczny ogień prowadzony przez regimenty królewskiej gwardii konnej i ugrupowanie pod komendą księcia Adolfa Jana. Husaria, nie wsparta przez posiłki utknęła w drugim rzucie rajtarii szwedzkiej. Nie widząc szans na dalsze powodzenie ataku, husarze małymi grupkami zaczęli wycofywać się w stronę swoich stanowisk ponosząc cały czas straty. Nie doszło do wsparcia ataku husarii z powodu oporu szlachty, która widząc niepowodzenie szarży, rzuciła się do ucieczki mieszając szyki pozostałej armii. Nie pomogła postawa Jana Kazimierza, który własną osobą zachęcał do wsparcia husarzy. Dochodziło do jawnej odmowy wykonania rozkazu ponownego ataku przez oficerów poszczególnych chorągwi a król był w tej sytuacji bezsilny.

Na uwagę zasługuje ciekawy epizod tego starcia. Mianowicie atak husarza na Karola X Gustawa, którym wg. różnych źródeł był Jakub Kowalewski, Odachowski lub niejaki Dąbrowski. Atakując króla szwedzkiego ugodził on kopia inną osobę w jego orszaku i w glorii chwały powrócił do obozu lub wg. innych źródeł poległ podczas tego ataku.  Również Sienkiewicz wykorzystał ten wątek a husarzem został Roch Kowalski.

Dzięki wycofaniu się husarii sprzymierzeni mogli przystąpić do ponownego scalania swoich rozproszonych skwadronów i ponownego ustawienia sił zgodnie z opracowanym planem.

Znacznie przed atakiem husarii doszło do walki z udziałem Tatarów. Mieli oni za zadanie zaatakować tabory znajdujące się za siłami brandenburskimi i osłaniane od tyłu przez bagna. Karol X Gustaw nie dał się jednak zaskoczyć i natychmiast pchnął w kierunku ordyńców trzy skwadrony rajtarii, sam dołączając ze swoimi żołnierzami do przygotowań mających odeprzeć ten atak. Część Tatarów dotarła nawet do tych taborów, wywołując panikę atakowanych, jednak ostatecznie orda została odparta. Właśnie wtedy doniesiono królowi szwedzkiemu o generalnym ataku jazdy polsko – litewskiej i rozbiciu pierwszego rzutu rajtarii.

Ostatnią fazą  ataku sił polsko – litewskich w tym dniu było natarcie chorągwi pancernych na prawe skrzydło elektorskie. Namowy i groźby Jana Kazimierza spowodowały, że część chorągwi zdecydowała się na dokonanie tego ataku, jednak doszło do niego gdy po szarży husarii przeciwnik zdołał opanować zamieszanie i przegrupować swoje siły. Już cwałując zostali oni przywitani salwą piechoty, więc zbliżając się do pozycji Brandenburczyków oddali salwę z pistoletów i zawrócili.

Był to znakomity moment na kontruderzenie ze strony sprzymierzonych, jednak Karol X Gustaw nie zdecydował się na nie tego dnia a tłumaczyć tą decyzję należy chyba dużymi stratami, jakie tego dnia poniosły doborowe oddziały szwedzkie. Zapadające ciemności przyspieszyły decyzję o zakończeniu walki w tym dniu. Sprzymierzeni rozłożyli się na noc wokół Bródna. Na wieczornej naradzie z elektorem Karol X Gustaw przeforsował plan generalnego uderzenia w dniu następnym na pozycje polsko – litewskie. Jan Kazimierz natomiast widząc nieskuteczność uderzeń husarii i jazdy pancernej zwątpił w zwycięstwo i późnym wieczorem tego dnia wysłał polecenie dla królowej znajdującej się w Warszawie, aby była gotowa do wyjazdu. Wywołało to wielkie zamieszanie w stolicy. Jan Kazimierz wydal też rozkaz ewakuacji dział i części piechoty i taborów na lewy brzeg. Jazda natomiast miała w dniu następnym kontynuować walkę, dając czas na spokojne opuszczenie brzegu praskiego. Jednak złe wykonanie rozkazów przez starszyznę, która pierwsza zaczęła przeprawiać swoje wozy na drugi brzeg wywołało całonocną panikę i zamieszanie. Wielkie masy tłoczyły się już od wieczora przy jedynym moście przez Wisłę.

W takiej sytuacji oba wojska zastał mglisty poranek 30 lipca.

bitwa-pod-warszawa-3

Trzeci dzień bitwy pod Warszawą – Erik Dahlbergh

Bitwa pod Warszawą – dzień trzeci

Sprzymierzeni już od wczesnych godzin rannych ustawiali szyki, przesuwając całe zgrupowanie bardziej na południe w stronę lasku praskiego. W spalonym Bródnie pozostawiono tabory i rannych. Natomiast w obozie polsko – litewskim oczywiście wszystko wyglądało inaczej. Piszę „oczywiście”, ponieważ stawało się to regułą, że żołnierz Rzeczpospolitej był niekarny i nieskory do wykonywania rozkazów. Wynikało to zarówno z ciągłego braku pieniędzy na żołd jak i postawy hetmanów, na których sprawiający szyki Jan Kazimierz nie mógł liczyć. Sapieha znajdował się w Warszawie gdzie leczył obolałą nogę, natomiast hetmani koronni, Potocki i Lubomirski nie kwapili się do osobistego pokierowania jazdą. Dowództwo otrzymali Stefan Czarniecki i chorąży koronny Aleksander Koniecpolski. Litwini pozostawali pod komendą Połubińskiego. Pospolite ruszenie, korzystając z mgły zamiast w stronę wroga ruszyło wraz z taborami w stronę mostu powodując dodatkowe zamieszanie. Szlachta, która pozostała nie chciała łączyć się z Tatarami opieszale zajmując pozycje w szyku. W tym dniu przewaga sił Rzeczpospolitej nie była już tak znacząca jak w dniach poprzednich. Naprzeciw 15 – 16 tys. świetnie wyszkolonego żołnierza sprzymierzonych stanęło 25 tys. ludzi znacznie już zdemotywowanych i niewierzących w zwycięstwo. Siły polsko – litewskie uszykowane zostały począwszy od wału wydm bródnowskich aż po południowo wschodni skraj lasku praskiego. Tatarzy wraz z pozostałą jazdą stanęli w polu przed wydmami pomiędzy laskiem praskim a osadą Kamion. W samym lasku pozycje zajęła piechota Grotthauza i dragoni Czarnieckiego pod komendą Krzysztofa Wąsowicza. Odcinek pomiędzy laskiem a fortem obsadzonym przez Polaków zajęła pozostała piechota i jazda litewska.

Sprzymierzeni oczekiwali tylko na poprawę warunków atmosferycznych, których poprawa nastąpiła ok. godz. 8. Karol X Gustaw widząc, że przeciwnik nie kwapi się do ataku, a każda godzina mu sprzyjała ponieważ stale prowadzono prace fortyfikacyjne, podjął decyzję o natarciu. Pierwsza rozpoczęła marsz piechota Sparra i pozostałe oddziały centrum. Szyk wygiął się w kształcie półkola, a pomiędzy trzema ugrupowaniami oddziałów szwedzko – brandenburskich utworzyły się odstępy dochodzące nawet do 1,5 km. Dowództwo sił polsko – litewskich nie wykorzystało sytuacji i nie pchnęło w te luki jazdy, która mogła dzięki temu wyjść na tyły przeciwnika. Z chwilą gdy przeciwnik znalazł się w zasięgu ognia artyleryjskiego rozpoczęła się kanonada, na którą odpowiedzieli Szwedzi. Do lasku praskiego ok. godz. 9 dotarli Brandenburczycy, którzy zastali opuszczone szańce i niezagwożdżone działa. Polska piechota wraz z dragonią rozpoczęła powolny odwrót w stronę stanowisk kawalerii koronnej. W tym czasie Karol nakazał rajtarii lewego skrzydła aby kierowała się na pozycje zajmowane przez Litwinów. Natomiast sześć skwadronów rajtarii elektorskiej pod dowództwem Waldecka rozpoczęło marsz w stronę wału wydm, obsadzonego przez polska jazdę. Ta widząc zbliżające się regularne czworoboki jazdy wroga nie zastanawiając się nad losem piechoty, w popłochu opuściła zajmowane stanowiska. Dowódcy piechoty nie widząc szans na stawienie oporu również nakazali odwrót. Już o godz. 10 elektor był na wydmach zdobywając siedem dział, które natychmiast użyto przeciw wycofującym się siłom Rzeczpospolitej. Nastąpił nieopisany zamęt. Dopiero po chwili polscy dowódcy opanowali sytuację i przekroczyli Skórczę kierując się w stronę mostu na Wiśle. Również Litwini uchylili się od starcia z rajtarami uchodząc w stronę Białołęki. Ich odejście ułatwiło sprzymierzonym posuwanie się w stronę mostu, na którym zaczynały się tłoczyć siły polskie. Jan Kazimierz w tej sytuacji zarządził odwrót chcąc przede wszystkim ocalić piechotę i artylerię. Ich odwrót osłaniać miała jazda obu skrzydeł, wiążąc siły wroga. Jednak wśród szlachty zapanowała już panika i nie było mowy o zapanowaniu nad tłumami zmierzającymi do mostu. Zepchnięci do wody zostali hetman Potocki i Jan Zamoyski, a most pod naporem uciekających rozerwał się i piechota na rozkaz króla musiała go ponownie spinać, aby umożliwić przeprawę pozostałym oddziałom. Wielu zakończyło żywot w nurtach Wisły, zepchniętych tam przez swoich towarzyszy. Straty podczas tej ucieczki były zdecydowanie większe niż podczas walki tego dnia. Tym razem to sprzymierzeni nie wykorzystali sytuacji. Posuwali się w stronę mostu bardzo wolno, obawiając się kontrataku jazdy. Jako  jeden z ostatnich prawy brzeg Wisły opuścił Jan Kazimierz, który rozkazał podpalenie mostu tuż przed tym, jak podchodzić do niego zaczęła piechota Sparra.

Ok. godz. 12 Karol i Fryderyk byli już panami pola bitwy zagarniając pozostawione przez Polaków tabory i działa. Bitwa była zakończona a wkrótce podjęto także decyzje o opuszczeniu Warszawy i ponownym oddaniu jej w ręce wroga.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

* Copy This Password *

* Type Or Paste Password Here *

You may use these HTML tags and attributes: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>